Rano pod naszymi oknami defilada, z 2 orkiestrami , a potem szly niby reprezentyacji roznych krajow. W strojach europejskich takze.
Przejechala tez lokomotywa, prawie pod naszymi oknami, gdyz pokoj byl od strony ulicy.
Wybieralysmy sie na cieple wody to i pojechalysmy, choc nie na wybrana.
Okazalo sie, ze przewodnik LP nas oklamal!!!
Ze skrzyzowania 6 Augusta i Caro mini busy nie chodza do Obrajos, a tylko do CAPACHOS.
Co bylo robic wsiadlysmy i pojechalysmy, za cale 3 Bs.
Zaraz za miastem jeden wielki syf. Smietnik jak cholera. W pobliskich rowach, na polach kupy smieci.
W miescie czysto dla odmiany.
Jazda nie trwala dlugo po ok. 25 minutach bylysmy na miejscu.
Jakos czyli recznie dogadalismy sie. Wzielysmy prywatny basenik, a potem publiczny.
Woda miala temperature taka jak lubie. Czyli bylo cieplo, w tych prywatnych tylko troche cieplej niz w publicznym , duzym basenie.
Za to wc i prysznice takie, ze Marta stwierdzila, iz na rowniw smierdzacym jeszcze baño nie byla.
Okolo 14.00 wrocilysmy do Oruro. Obiadek w pobliskiej knajpie. Przy okazji skusilysmy sie na miejscowy napoj. Cos w rodzaju soku, w butelkach 1 l. Swietny. Reklamuje sie jako typowo boliwujski napoj.
Po obiedzie do hotelu po plecaki i zaraz na pobliski dworzec autobusowy.
Kupujemy bilety po 30 Bs i wsiadamy.
Teoretycznie autobus powinnien jechac 4 h , ale tak naprawde to do La Paz dojechalismy pozniej.
CENY
3 Bs/ os. basen - bez ofraniczen czasowych
3,5 Bs / os./ 30 min - prywatne baseniki