No i stało się!!!
Wylądowałyśmy w Barcelonie planowo. Ale to jeszcze nic, gdyż już w Berlinie okazało się, że Paulina jeszcze nie latała samolotami!
Jednym słowem straciła dziewczyna dziewictwo,jakby nie patrzeć.Zniosła to dzielnie, posadzona przy oknie, aby w razie jakiegoś " haftu" otworzyć okno i zwracać na zewnątrz ;-)
A krótko przed lądowaniem nieźle nas wytrzęsło.
Na starym bilecie T10 wsiadłyśmy w pociąg. Młodzież dokonała zakupu nowego biletu. Do pociągu wsiadłyśmy razem,ale laski wysiadły wcześniej, gdyż załapały się ze swoim hostem na jakąś wystawę.
My wysiadłyśmy na przystanku Gracia,skąd ruszyłyśmy z kopyta na ul. Deputatio gdzie nasz hostel.
Przywitała nas sympatyczna pani, dała mapkę, kod do WI FI, dzięki czemu teraz mogę sobie popisać siedząc na małzeńskim łożu, które dzielę dziś w nocy z Marzeną.
Po zostawieniu bagaży z kopyta ruszyłyśmy na Ramblę. Tradycyjnie podziwiając mijane budynki. Architektura tu piękna, nie da się ukryć.
Gdy wyszłyśmy zaczęło kropić. Ale nas to nie ruszało, tyle,że potem zaczęło lać.
W związku z czym za dużo dziś nie zobaczyłyśmy. Nadrobimy to gdy będziemy wracać.
Co do hostelu to mały, mieści się w jednej z tych secesyjnych kamienic. W sali śniadaniowej pięknewykusze, okna z witrażami.
Pokój nieduży ale czysty i... ma mini balkon, gdzie możemy bezkarnie palić. Wieczorem ruszyły kaloryfery co jest o tyle istotne, że mamy gdzie wysuszyć przemoczone z lekka kurtki i buty.
No a nasze bagaże czyli duże plecaki mają od 12,9 do 14 kg. Największy Malwy, najlżejszy Pauliny.
CENY
bilet T 10 - na wszelkieśrodki komunikacji, 10 przejazdów- 9,80 E,
piwo Miguel, 0,5 l-0,90 E ( w sklepie u Hindusa) czynnym nawet po 21.00