Kąpiel, kąpiel i jeszcze raz kapiel. W Basenie całym tylko do naszej dysozycji.
Około 2 pm. ruszamy w miasto, ktore widać - w dole- z naszej Casity.
Plaża jest poza miastem i tam już nie dochodzimy. Natomiast w mieści przy linii brzegowej same, wielkie kamienie. Duże fale, a kąpiących się maleńko.
Samo miasto do uroczych nie należy. Wzdłuż oceanu Malacon czyli spacerownik. Przy nim dużo restauracji, właściwie to jedna przy drugiej. Oprócz nich stoiska z lodami, napojami, takie sprzed 30-40 lat jak w Polsce,
Jest też molo, a na nim stoiska z ktorych sprzedają ryby. Różnej wielkości i różne gatunki. Można kupić i suszone. Są także langusty i wszelkie owoce morza.
Idziemy na obiad na fileta z ryby. Do tego małe piwko. Żarcie takie sobie, w przeciwieństwie do ceny. Za zestaw z filetem 7 USD + 10 % propiny (napiwku) wliczonego do ceny. Frytki 2 USD. Tylko na napojach nie zdzierają bo butelka 0,33 piwa 1,25$. W sklepie płaci się tyle samo tylko jest puszka 0,5l.
Obowiązuje tu dolar USA, czyli chociaż problemu z wymianą nie ma
Na jednym ze stoisk kupujemy sok z pomarańczy. Pani wyciska go ręcznie, ale jest dobry.
CENY
w sklepie
0,5 l wody od 0,25 $,
0,5 l piwa - 1,20,
3,16 $ - paczka papierosów (20 sztuk),
0,50-060 $ - Bagietka,
ok.0,50 $ jogurt.
porcje serów od 2 $