O dziwo o 6.00 skoro tylko słoneczko na niebie to wstaliśmy. Andrzej i Marzena w miasto zdobyć jedzonko na śniadanie. Wrócili z świeżymi jajami i bułeczkami.
*.05 to godzina naszego startu. Najpierw do końca miasteczka , a potem... to była i plantacja kawy z degustacją. Z tym, że próbowaliśmy czerwonego owocu, który otacza białe ziarna kawy. Z gatunku zielonych jest niejadalny. Różne drzewa, a w tym te z którego robi się klej.
I tak w dół i w górę po śliskich drogach i kamieniach- całą ostatnią noc padało. aż dotarliśmy do wodospadów.
Największą atrakcją było spuszczanie się lub jeśli ktoś woli schodzenie 40 metrów w dół.
Wszyscy, w tym B., która najwięcej nagawędziła pokonaliśmy i tę przeszkodę.
Nad jednym z wodospadów po pysznej świeżo przyrządzonej kanapce i soczku z kartonu.
Na koniec wodospad Chorisso coś tam z możliwością kąpieli. Tak jakbyśmy na zejści z wodospadu i padają na kamieniach nie mieli kąpieli.
Przewodników było 2 Carlos i młody- 14 lat- pomocnik Aleksander.
Za tę wycieczkę w naszym ostelu Casa Mazata płacimy po 17$, od łebka.Jutro ruszamy dalej do Santa Ana.
Teraz jeszcze na obiadek z soczkiem. To na razie. Pa
Gienek- moim zdaniem, jak na razie Salwador jest fajny. Co prawda przy ostatnim wodospadzie było już 2 policjantów, ale nikomu to nie przeszkadzało. Podobnie w stolicy co 2 narożnik, no ale to państwo policyjne czyli bezpieczne dla turystów. Widoki też niezłe, nie wspominając o piwie. Aczkolwiek litr dobrego rumu w sklepie już za 10,50 $ kupisz.