Po hotelowym zestawie śniadaniowym idziemy na dworzec autobusowy. O 9.00 wyjeżdżamy do Gracias. Autobus rudera ale Mercedes. Płacimy po 50 L pomocnikowi kierowcy. W każdym autobusie jedzie taki facet, który wpuszcza, wypuszcza, wskazuje miejsca , podaje torby pasażerów i wpuszcza sprzedawców.
Sprzedawcy z pokrojonymi owocami, frytkami, wodą, słodyczami, makaronem zapakowanym do woreczka, a także z kanapkami i innymi rzeczami to tradycja. Tak w Hondurasie jak i w Salwadorze.
Autobus podjechał z nami pod stację benzynową, a potem zatrzymywał się aby wpuszczać i wypuszczać pasażerów. Czasami po to aby pomocnik pobiegł po ciasteczka. Wczoraj zaś po to aby kierowca mógł bejrzeć auta wystawione do sprzedaży.
Prawie 2 h , a to tylko 45 km. Jesteśmy w Gracias. Z dworca idziemy do centrum miasta, gdzie miała być informacja. Jest kawiarnia. To po średniej kawie (25L). Dziewczyna odsyła nas obok, gdzie niby jest informacja. Kolejna kawiarnia, ale pytamy czy pani mówi po angielsku. Prowadzi nas na zaplecze, gdzie przychodzi chłopak. Mówi po angielsku.
Pytamy m.in. o bank, aby wymienić dolce na lempiry. Pani ochoczo stwierdza, że nam wymieni. Kurs taki jak wczorajsza wymiana. Za 1 USD dostajemy po 21 L.
Zwiedzamy 2 kościoły: Sw. Marcusa i św.Merced. Ładne fasady, a w środku niewiele. W jednym na ołtarzu panna młoda.
Bierzemy 2 moto- taxi, każda po 60 L i jedziemy na Aqua Termales Prezidente. Wejście 50 L od osoby. Są toalety, przebieralnie, kiosk z napojami i jedzeniem. Do tego niewielu ludzi. No i największa atrakcja baseny, kilka włącznie z tymi dla dzieci. Z ciepłą wodą. Jest dobrze, wszyscy happy. Pani w kiosku zdziwionagdy zamawiamy 3 chulety czyli kotlety. Pewnie dawno już nikt tyle nie zamawiał.
Nasze 2 Moto taxi przyjeżdżają po nas o umówionej godzinie. Jedziemy za kolejne 60 L od taxi na dworzec. Wracamy do Santa Rosa de Copan.
Wyjście na miasto, gdzie oglądamy tutejszą katedrę. Łazimy po ulicach. Trochę przed 18.00 wracamy. Robi się ciemno. (Jasność zapanuje około 6.00 rano).
Jedyną z największych atrakcji dnia dzisiejszego był zakup tamponów. W sklepie nie ma. Idziemy do farmacji. I tu zaczynają się jaja. Pan z ochrony najpierw pobiera nr z maszynki i wręcza. Potem żądają paszportu, potem do kolejnej kasy, aby zapłacić. Fajnie?