Szybka odprawa w środku nocy na poznańskiej Ławicy. Wcześniej korzystamy z patentu wielu podróżnych i auta zostawiamy przy lotnisku, za ekranami oddzielającymi drogę główna od osiedla Ławica.
W tzw. strefie bezcłowej za absurdalne pieniądze nabywamy wodę, a ja jeszcze tę z procentami.
Odlot punktualny.
Po wylądowaniu tłum dziki. Dzięki paszportom odprawiamy sie elektronicznie. Potem długim tunelem- korytarzem i jesteśmy na zewnątrz.
Szukamy Greene Line, autobusu tej firmy, gdyż maja bilety w 2 strony tzw. otwarte i tylko za 17 funtow dla adultów, a dla studentów bodaj za 12 (legitymacja międzynarodowa potrzebna).
W autobusie okazuje się, że kierowcą jest Polak.
Po ok. 80 minutach jesteśmy na Victoria Station.
Zaczynamy zwiedzanie.
O 12.00 spotykamy się z Lilką, która dojechała do nas z Brighton.Kawa i dalszy ciąg zwiedzania. "Z buta". I tak aż do 15.00 gdy znajdujemy pub, a w nim fish& chips. (porcja- solidna, za 12,50 funtów).
Potem dalej w miasto. kawalek podjeżdżamy metrem (4,90F/ bilet 1 przejazdowy.
Około 20.00 "lądujemy" w hostelu.
Ekipa wykończona, dorośli po drinku, mycie i o 22.00 cisza nocna.
Co widzieliśmy, dużo, z zewnątrz, aczkolwiek w National Galeri też, bo Lidka MUSIAŁA obejrzec "Słoneczniki" van Gogha.
Zresztą jaki jest Londyn każdy wie, więc co tu dużo pisać.