Ponownie przekroczyliśmy linię zmiany daty. W tym przypadku poskutkowało to tym, że po 6 h lotu - przy wylocie 15 lutego o 15.15- jesteśmy w Sydney dzień później o godzinie 19.20.
Nie opuszczamy lotniska. Najpierw, po malych perypetiach udaje nam się znaleźć biuro linii Etihad Air, którą lecimy. Tam za konsolą dwie niezadowolone z życia i pracy paniusie.
Na naszą prośbę, że chcielibyśmy bilety w pobliżu rzędu 44, gdzie siedzieć będzie M. w ogóle nie reagują. Udają, że nie słyszą.
Szukają nie widzieć czego w komputerach. Po kilkunastu minutach dostajemy po dwie bording karty każdy.
Jeszcze trochę snucia się po lotnisku i o 21.50 ruszamy w kolejny lot.
Najdłuższa, gdyż 14 h 50 minut lotu, część podróży przed nami.
Kolejny etap to Abu Dhabi.