Po śniadanku piechotą na dworzec autobusowy. Po drodze grasują wiewiórki. Duża ich część ubarwiona jest na kolor czarny, ale bywają i jasne. Wzdłuż alei skaczą z drzewa na drzewo, chodzą po trawnikach, albo plotach otaczających niektore domy.
Na autobus, tym razem firmy Greyhound czekamy, gdyż ma z 15 minut spóźnienia. I pomyśleć, że to my spóźniłybyśmy się o 1 godzinę.
Dziś w nocy w Kanadzie nastąpiło przesunięcie czasu o 1 h do przodu.
Szybko dojeżdżamy do Toronto tylko przebić się przez nie trudno.
Z dworca do hotelu, tym razem Chinatown Travllers, oczywiście pieszo. Jakieś 20 minut z dworca.
Chwila odpoczynku i lecimy do wieży CNN.
Wieża ma 553 metry łacznie z iglicą. Fundujemy sobie wjazd, a co tam trzeba się pieniędzy pozbyć. Tym razem jest to znaczna kwota, bo ciut ponad 42 CAD (1 CAD- 2,65-270zł, przynajmniej ja tak kupowałam w kantorach).
Chętnych nie brak, na windę do góry trzeba czekać.
Fajnie wygląda Toronto z desku obserwacyjnego. Zatoka z wyspami, wieżowce. Jest też miejsce, gdzie z góry przez szybę można miasto zobaczyć.
Potem przez stację Union do Old City Hall. W pobliżu hot-dog za jedyne 2 CAD, w niebieskiej budce.
Obok też Thomson Hall oraz lodowisko na świeżym powietrzu.
Powoli, wszak nóżki już swoje dziś dostały, idziemy w kierunku naszej kwaterki.
Ponieważ nocujemy dziś w dzielnicy chińskiej idę jeszcze na główną ulicę. Tam kwitnie wieczorne życie. Przed sklepem dużo warzyw i owoców. Biorę koszyczek (ok.0,5 kg) truskawek za jedyne 1,20 CAD (już z VAT).
Co do cen to tutaj najczęściej podają bez VAT, który wynosi 13% i jest dodawany do ceny z metki.
Niekiedy, a jest to tzw suprise , cena obejmuje podatek.
Poza tym jest niedziela i wjeżdżając do miasta z autobusu było widać resztki jakiejś parady- dzień św. Patryka.
SKLEPY też pracują.