a dzień zakończony w Operze. Niestety opery żadnej w toku naszego pobytu nie wystawiali to poszłyśmy na koncert. Koncert trwał trochę ponad godzinę w jednej z sal, a w zasadzie to na korytarzu nad schodami. Bilety kupiłyśmy wczoraj, w pobliskim biurze, gdzie i kantor się znajdował.
Sam koncert na gitarę i skrzypce zaczął się od 19.00. Niestety nie jestem miłośniczką skrzypiec. W zasadzie to od podstawówki mam uraz do tego instrumentu, gdy nauczycielka muzyki w III klasie nieudolnie na nich " skrzypiała" to i koncert nie był zbyt ciekawy. Może gdyby inne utwory grali?
W ciągu dnia oprócz obowiązkowego łażenia po Starym Rynku, w tym i w okolicznych sklepach z czekoladą (nie wiedziałam, że ich tu tyle, a wyroby w różnych kształtach: cygara, samoloty, śrubokręty, no i inne oczywiście.)
Koleżanka na ryneczku obok Opery obraz - pejzaż też nabyła, u mnie na magnesach się skończyło.
Wydarzeniem dnia był cmentarz Łyczakowski wraz z Orląt Lwowskich. Cały kawał obszedłyśmy, z grobem Marii Konopnickiej i Zapolskiej włącznie.
Obiadek zjadłyśmy w "Ciepłym Piecu". Jadełko tam dobre i niedrogie. Są i barszcz ukraiński, warenki, kwas chlebowy, sałatki i całe inne mnóstwo żarcia. Sam lokal nie jest jakiś wielki. Przed drzwiami na poziomie ulicy z 5 niedużych stolików. Na parterze w środku i w piwnicy, gdzie było przyjemnie chłodno fajny wystrój. Kilka mini pieców, piwnica cała w kaflach, jakieś stare radio z adapterem, przyjemny bar.
Dzień, a w zasadzie wieczór w "Pijanej Wiśni". Solidne kielonki tegoż napoju do spożycia przed pubem, ale można było i butelki na wynos brać. Tu spotkałyśmy parę z Olsztyna, którzy od 2tygodni na Ukrainie, pociągami i autobusami zwiedzają kraj. Generalnie fascynaci Ukrainy. Kijów m.in. strasznie zachwalali.
Po powrocie do hotelu zmęczone szybko padłyśmy.
Jutro ostatnie hotelowe śniadanie, szybkie mini zwiedzanie i powrót, do Poznania.