Śniadanko w tej samej knajpce co kolacja, ach ten niezapomniany widok na rzekę i dżunglę za nią. Chcę kupić bilet na bus do Oudomxay, aby dalej dojechać do Luang Prabangu. Okazuje się, że na tym dzikim zachodzie obowiązują jakieś " zasady" na 9.00 bilety wyprzedane. Pan z kasy, który trochę mówi po angielsku stanowczo odmawia mnie i Kanadyjczykowi sprzedaży. Co robić kupujemy bilety na 12.30.
Odprowadzam Magdę i Zygmunta nad rzekę. Oni obrali kierunek na Non Khiaw. Ja chcę w Luang P. kupić bilet lotniczy do Siem Reap. Rozstajemy się.
Nadal wiejskimi drogami, często nad przepaścią jadę do Oudomaxay. W busiku miejscowi przewożą swoje tobołki, rozmawiają, posilają się jakimś rodzajem kaszy, którą częstują także nas.
15.50 dojechaliśmy. To już cywilizacja, miasto może i nie za duże, ale słupy na dworcu (całkiem nowoczesnym) obwieszone informacjami dla turystów. Tak co do miejsc noclegowych jak i możliwości spędzenia czasu, a w tym zwiedzenia ciekawych miejsc w okolicy.
Za bilet płacę 55.000.O 17.00 wyjeżdżamy. Pasażerów jak na lekarstwo, oprócz mnie jeszcze 4 osoby. Za to worków, woreczków i innych bagaży, że hej. Po drodze raz jesteśmy zatrzymani przez wojsko. Okazuję paszport, jedziemy dalej.
Trochę po 22.00 dojechaliśmy ( z 1 przerwą ok.30 min.) do Luang P. Jestem jedyną Europejką, która przyjechała tym pojazdem. Kierowcy różnego rodzaju wehikułów są lekko zawiedzeni, próbują sobie to odbić na cenie. Wywoławczo żądają 50 tyś.kipów. Wg. przewodnika Pascala transport powinien kosztować z tego dworca do centrum nie więcej niż 10 tyś. Odmawiam, targuję się , oni nie popuszczają, ja też, udaję, że chcę iść pieszo. A tu ciemno- jak w przysłowiowej dupie, plecak i inne bagaże to ok.18-19 kg, nie licząc moich 70kg.W końcu staje na 20 tyś.
Drugi z brzegu hotel jest mój ( w pierwszym chcieli 50 USD za 1 noc). Nazywa się Le Tam Tam. Prysznic i spać. Przecież jutro idę po bilet lotniczy do mojego wymarzonego Siem Reap.