Wczoraj rano trochę po 08.00 już spakowana, bagaż zostawiam bezpłatnie w moim hostelu, schodzę płacę za 3 noce po 10 dolców(razem 30) wypijam kawę i czekam na organizatora, który ma mnie zabrać spod hotelu.
Guide jest o 9.00, zbieramy jeszcze innych uczestników szkolenia (łącznie jest nas 9 osób-4 Niemców, 2 holenderki, 2 Kanadyjczyków) i jazda do wioski, kilka km za Luang Prabangiem. Wysadzili nas nad rzeką , tą samą która płynie przez L.P., a nasze chaty z bambusa i innych rodzajów drewna czekają na nas. Mostu oczywiście nie ma. Przewodnik gwiżdże, za chwilę podpływa długa, wąska łódź. Przeprawiamy się. Dostaję swoją chatę- jedynkę. Prysznic i wc w chacie, ale na zewnątrz- coś w rodzaju tarasu, pod gołym niebem. Dom wsparty na kilku palach dość wysokich.
Fajnie. Na łóżku czekają na nas dżinsowe mundurki. Po przebrani płyniemy i idziemy do słoniarni. (Z tłustych rzeczy lubię tylko słoninę, najlepiej z trąbą i na 4 nogach). Na dzień dobry po 2 osoby do kosza, a 1 na szyję, zaraz za łbem słonia. Wchodzimy z ambony. Wycieczka ok 30 min przez dżunglę. Poganiacz prowadzi słonia.Wszystko fajnie tylko dlaczego słonie raz wchodzą, a raz schodzą z górki? Zwłaszcza schodzą.
Po jeżdzie dostajemy słowniki z poleceniami dla słoni- uczymy się. To w końcu my będziemy poganiaczami. Kolejna jazda. Tym razem każdy dostał "swojego" słonia. Mój ma ADHD. Włazi w krzaki, łamie gałęzie i wiecznie kręci głową. Yo-Yo (źle robisz). Siedzę na karku, zaraz za głową, za mną poganiacz- ubezpiecza mnie. Innych też. Na szyi łańcuch, które trochę ułatwiają - chyba? dosiadanie słonia. Słoń ma skórę szorstką i ciepłą. Po 30 minutach powrót, lunch, wyjście do wioski.
Pod wieczór ostatnia przejażdżka na słoniu, tym razem jedziemy do rzeki.Teraz uczestnicy mają robić za " słoniowego pilota ". Tym razem nie wchodzimy z ambony, gdyż poganiacze wydają słoniom komendy "siad".
Co chwila okrzyki paj-paj co znaczy naprzód. Radości i zadowolenia co nie miara. Wchodzimy do Nam Khan (rzeki) słoni polewają się wodą, myjemy je. Woda ma przyjemna temperaturę.
Powrót do domku na drzewie, kolacja, do tego zimne piwo i o 21.00 spać. Noc jest ciemna, więc i tak nie mogę podziwiać krajobrazów. Mam nadzieję, że jakiś wąż nie wślizgnąl mi się do domku.