Wyjeżdżam o 8.10, po małym co-nieco w hostelowej restauracji pod chmurką. Najpierw podjeżdżamy do bramki, gdzie kupuję bilet wstępu na 3 dni. Pełna informatyzacja, kamerka i pani z okienka każe mi się ustawić odpowiednio do zdjęcia na wejściówkę.Jestem uboższa o 40$, ale - taką mam nadzieję bogatsza będę we wrażenia. OK- teraz zaczynam od największej świątyni- to właśnie Angkor Wat. Świątynia zbudowana w XII wieku jako mała replika kosmosu. Jak to ja zaczynam od tzw. dupy strony. Po przejściu mostem przez fosę daję w prawo i tak znajduję się poza murem, na łące gdzie pasie się bydełko. Jestem jedyną turystką, chyba?, która tak zaczyna zwiedzanie. Zespół imponujący wraz z rzeżbami, płaskorzeźbami, a w tym "oceanem mleka" - to o nieśmiertelności bogów, budowlami.
Potem jedziemy do kompleksu Angkor Thom. Zaczynam od świątyni Bayon. Wszędzie twarze, wieżyczki i twarze- Wielki Brat czuwa. Ta świątynia najbardziej utkwi mi w pamięci. Następnie kolejne świątynie, których tu bez liku.Na koniec Ta Prohom- podobno znana z filmu Tom Rider z A. Jolie.