Budze sie o 5.40 rano. Robię pobudkę Malwie w ten sposób, ze otwieram drzwi do kabiny szeroko. Ona ze swojej górnej koji ma widok na dżungle, otwiera oczy i zadaje pytanie:
- czy to nasze brzozy tam rosna?.
Bez komentarza.
I tak sobie plyniemy. O 7.10 przychodzi do nas sniadanko, na dwoch nogach. Facet z obslugi podaje nam do lóźka. Nie ma jak all inclusive na statku.Czas mija wolno.
Plyniemy. Jest 11.10- przyszedl obiad. Plyniemy.
Jest 17.10 kolacja. Plyniemy dzien i noc. Obserwujemy dzungle, ptaki, ludzi z dolnych pokladow. Pod nami są dwa pokłady hamakowe. Tam już nie przynoszą śniadanka, obiadku, kolacji. Trzeba się ustawić w kolejce do kuchni. Kucharz nakład każdemu do jego prywatnych pojemników.
Wieczorem ksiezyc i jego odbicie w wodzie.
Mijamy wsie i pojedyncze zabudowania, a z rzadka miasta Indian znad Ukajali.
I tak plyniemy, aż do środy.
W miedzyczasie Mala poznaje Orlanda i Gabriele. Gabriela podróżuje z ojcem, no i z wspaniala małą małpeczką. Zwierzątko małe lecz bardzo ruchliwe, na dodatek nie za bardzo chciało zapozować do zdjęcia.( Moze to takie malpeczki byly potrzebne i kupowane do kancelari naszych wladz- co na to Towarzystwo Przyjaciol Zwierzat?)
Orlando daje Malwie lekcje hiszpanskiego, a ona uczy go polskiego.
No i tak sobie plyniemy, nigdzie sie nie spieszac. W końcu kiedyś i gdzieś dotrzemy.
Patrz też blog Mali. Adres :
www.falklanda.geoblog.pl
Znajdziesz tam trochę zdjęć.