Taxi z Pisco o godzinie 11.30 (w cenie biletu- 40 soli) dowiozlo nas do skrzyzowania z droga nr 1, gdzie czekalismy 40 minut na autobus. W autobusie zrobilysmy sie troche glodne, a wiec siegnelam po ostatnia paczke polskich paluszkow. I w tym momencie...
konduktor pod krawatem przyniosl nam obiadek. Oczywiscie ryz z kurczakiem i jakims zielskiem. Do tego kubek pepsi i deser.
Jedziemy. Krajobraz sie troche zmienia. Najpierw pustynia piaszczysta, a potem wjezdzamy w gory.
O 16.00 wysiadamy z autobusu, ktory jedzie dalej juz bez nas. Wychodzimy z ogrodzonego dworca. Dopada nas naganiacz proponujac hostel za 40 soli przy Plaza da Armas. Zgadzamy sie w koncu. Jedziemy jego autem- gratis.
Juz w hostelu Mirador proponuje nam lot nad liniami. Dwie wersje. Jedna 30 minut ,,duzy,, 30 osobowy samolot, a druga mala Cesna 3-5 osob i 40 minut- z mozliwoscia obejrzenia wszystkich figur. W koncu zgadzamy sie na te druga. Facet przedstawil sie jako Christian.
Placimy mu i ... przeplacamy, co za chwile sie okaze. Wychodzimy z hostelu na miasto, aby kupic bilety na dalsza trase i wymienic pieniadze. Po drodze przechodzimy obok biura wskazanego przez Lonley Planet. Wchodzimy z ciekawosci, aby sprawdzic cene tej wycieczki - to 50 dolarow.
No to teraz wiemy, ze przeplacilysmy. Nie kupujcie wycieczki w AGENCJI DE VIAJES.
Chyba, ze chcecie przeplacic. Ile???
Dowiecie sie jak przeplacicie.
Jutro o 15.30 wyjezdzamy z Nazca przez Areqipe do Puno. Autobusem firmy Ormena. To ta, ktora przywiozla nas tutaj. Bilet tym razem za 100 soli. Arequipe postanowilysmy sobie darowac. Koscioly i postkolonialne budynki sa nie tylko tu.
Wybralysmy Puno i jezioro Titicaca.
Dzisiaj po raz pierwszy widzialam peruwianskiego kota. Za to wszedzie pelno tu psow. Wiekszosc z nich wyglada na bezpanskie.
Po raz pierwszy od Madrytu spotkalysmy pare Polakow, ktorzy tez uznali Peru za miejsce godne zwiedzenia. Startowali w Limie, a w nocy wyjezdzaja do Arequipy.