Dzisiaj o 9.00 rano bylysmy na dworcu kolejowym w Aquas Calientes, skad pociag o godz.9.30 zabral nas do Ollanta. Tam poszlysmy na sok z ... marchewki z dodatkiem buraka. Pychota i to po 2 szklanki na leb za 4 sole (lacznie).
Nastepnie busikiem za 1,50 sola do Urubamby, skad kolejnym - za 2 sole - do Pisaq.
Tam juz nauczone po Machu Pichcu, ze do gory to tylko jakims srodkiem transportu wzielysmy taxi (za 20 soli), ktora wywiozla nas prawie 10 km za miasto do cytadeli inkaskiej. Niestety i tak trzeba bylo sie jeszcze troche wspiac w gore. Ale widoki przepiekne. Wszedzie, ponizej twierdzy, terasy uprawne. Wyglada to niezle. Twierdza tez - polozona na szczycie gory, ktora mozna obejsc dookola, a w niektorych miejscach tunelami wyzlobionymi w skale.
Tylko straszne wiatrzysko bylo.
Wrocilysmy do Pisaq, gdzie na miejscowym targowisku zrobilysmy jeszcze male zakupy.
Potem do cukierni na pyszne ciastka, wczesniej dla mnie kawa(dzisiaj pierwsza), a dla Mali herbatka.
Samo miasto podobalo mi sie. Ulice czyste, waskie, dobrze wybrukowane. Rynek w srodku.
Idziemy na dworzec, gdzie od razu zlapalysmy bus do Cusco (35 km).
W Cusco do naszego hostelu, gdzie wczesniej zostawilysmy duze plecaki. Pokoj dostalysmy inny, ale w sumie chyba ladniejszy. Utargowalysmy tez 10 soli za druga dobe - bez sniadania.
Po 19.00 na zakupy do duzego marketu, gdzie piwo z koka kupilam za 6 soli (wczesniej placilam 8-9).
No i teraz nadrabiamy internet. Jutro chcemy zrobic ile sie da, aby wykorzystac do maximum nasz bilet turystyczny, za ktory zaplacilam w koncu 125 soli, Malwa polowe tego.