Na lotnisku w Cusco byłyśmy pierwsze, już przed 5.00 rano, gdyż w e-mailu linii TACA otrzymałam informacje o godzinie odprawy. Pracownicy TAC-y przyszli po nas, bo krotko przed 6.00.
Mile zaskoczyły nas ceny na lotnisku, przed odprawą. Napoje i kanapki nie były drogie, w przeciwieństwie do cen w Limie. Lotnisko nie największe ale czyste i przyjemne.
Chętni mogą zaopatrzyć się nawet w liście koki- oczywiście na drogę- ostatnią???
W każdym razie samolot odleciał zgodnie z planem. Kilka minut po 9.00 byłyśmy już na lotnisku w Limie. ( Autobus jedzie około 20 godzin).
Lima.
Duże bagaże oddałyśmy do przechowalni- po 14 soli za dobę. Z małymi plecaczkami wyszłysmy za teren lotniska, gdzie szybko złapalyśmy busik za 1,50 sola.
Dowiózł nas w pobliżu Plaza de Armas- to chyba oczywiste. Chwila spacerku i poszłysmy, około 11.00 do hostelu Wirakocza, który jest reklamowany przez Lonely Planet. Nadto jego atrakcyjność wynika z tego, ze jest położony z 300-400 metrów od Plaza Mayor ( to inna nazwa P. de Armas).
Pokój, mały ale z łazienką i tylko za 30 soli. Zrzucamy zbędne bagaże, przewodnik w rekę i na miasto.
Najpierw trafiamy do chińskiej dzielnicy- nawet nie wiedziałam, ze coś takiego jest w Limie. Potem wychodzimy z niej i trafiamy na paradę.
Peruwianczycy i Peruwianki tańczący w barwnych strojach ludowych + ludzie poprzebierani za goryle, tudzież inne małpy, orkiestry. Barwnie, ciekawie. Myślę sobie co to za okazja?
I wtedy... widzę zakonników w białych szatach, w 8 osób niosących ołtarz z Sw. Piotrem.
Czy 29 czerwca to imieniny Piotra?
Wreszcie coś innego, niż ten smutny ,, katolicyzm po polsku,,
Potem idziemy na Plac Marcina, chodzimy uliczkami, podziwiamy to co spotykamy, często nawet nie sprawdzając w przewodniku co to jest, bo i po co. Mamy problemy ze znalezieniem dużego sklepu spożywczego. Wreszcie i to nam się udaje.
Na kolacje będzie dzisiaj swieży ananas i do tego jogurt.
Ostatnia noc w hotelu.
Malwa obliczyła, ze to nasze 15 z koleii lóżko w Peru.