Rano, po sniadanku lecimy po bilet turystyczny do i-Peru. Z biletem do hostelu po male plecaki, a z nimi na dworzec autobusowy. Wlasciwie jeden z dworcow, gdyz jest ich kilka, w zaleznosci od trasy. Tam kupujemy bilety do Urubamby.
Sama nazwa jest tak niezwykla, ze postanawiamy sie tam zatrzymac choc na chwile.
Szczerze mowiac to oprocz nazwy w tej miejscowosci nie ma nic.
Jedynie nad rzeka, o tej samej nazwie, widzimy pola biwakowe, gdzie susza sie ciuchy, namioty itp. niezbedne do splywow. Urubamba jako rzeka jest znana z raftingu.
Po ok. godzinie idziemy na dworzec, aby zlapac bus do Ollanta, skad jutro wyruszamy do Aquas Calientes i na Machu Pichcu.
W samej Ollanta Malwa znajduje hostel za jedyne 10 soli od osoby(lazienka wpolna) i do tego nad rzeka, ktora przeplywa zaraz obok hostelu.
Zrzucamy plecaki i idziemy do ruin (wcale nie takich ruinek). Miasto, osiedle czy jak to tam nazwac przykleilo sie do gory. Wspinaczka!
Z kilku stron otoczone bylo terasami uprawnymi. Widoki wspaniale.
Powrot do miasta, koktajle z ananasow w hali targowej, obiad, idziemy sprawdzic, gdzie jest stacja kolejowa.
W Ollanta bylo jeszcze tak,
ze na Malwe nasral wielki ptak.
Lajno zielone bylo
i na jej bluzke trafilo.
Byly tez gory,
osraj ja kondor bury?
Ciemno, idzimy spac, gdyz o 5.00, jutro, musimy byc na dworcu.